Arequipa położona jest na wysokości 2300 m n.p.m. u podnóży ciągle czynnego wulkanu Misti (5822 m). Warto tu spędzić kilka dni. W samym mieście koniecznie trzeba zwiedzić XVI wieczny klasztor św. Katarzyny. Zwiedzanie obowiązkowo odbywa się z przewodnikiem, nawet w pojedynkę. Co ciekawe, przewodnikowi płacimy co łaska na sam koniec. Arequipa to jednak przede wszystkim punkt wypadowy do odkrytego przez Polaków i najgłębszego na świecie kanionu Colca. Zapytajmy o wycieczki w pensjonacie. Jeśli się zdecydujemy (a warto), autobus podjedzie po nas następnego dnia rano. Wycieczka trwa dwa dni. Autobus na początku pnie się powoli do góry asfaltową szosą. Najpierw krótki postój przy przydrożnym sklepiku, żeby pasażerowie mogli kupić liście koki. Ich żucie łagodzi podobno objawy choroby wysokościowej. A trasa cały czas się wznosi. Autobus wjeżdża na płaskowyż znajdujący się na wysokości 4000m. Jeśli mamy szczęście zobaczymy przez okna pasące się stada wikunii. Ten gatunek dziko żyjących lamowatych słynie ze swojej niezmiernie delikatnej i jednocześnie najdroższej na świecie wełny. Podobno kaszmir jest szorstki i drapiący w porównaniu do wikunii. A cena szalika wynosi około 1500 USD. Płaszczyk to już około 20000. Ale autobus jedzie dalej. Zjeżdża z asfaltowej szosy na kamienistą, pnącą się serpentynami do góry trasę. A to dopiero połowa trasy. Liście koki zaczynają się przydawać. Powoli docieramy do przełęczy. Tu autobus robi krótką przerwę. Można rozprostować nogi. Ale mało kto się na to decyduje. Jesteśmy na wysokości 4900 m n.p.m. i każdy krok to prawdziwy wysiłek. Na szczęście trasa prowadzi już tylko na dół. Nocleg spędzamy na wysokości 3700 m w Chivay. Z powodu niedoboru tlenu trudno jest zasnąć. Ale to i tak najłagodniejszy z możliwych objawów choroby wysokościowej. Kolejnego dnia autobus wiezie nas do kanionu. Patrzymy na płynącą 1000 m pod nami rzekę. Na zboczach kanionu swoje gniazda mają olbrzymie kondory. Widok zapiera dech w piersiach. Tego samego dnia wracamy do Arequipy, gdzie nocujemy. Nazajutrz 5 godzinna podróż autobusem do odległego o 300 km Puno.
Puno leży na wysokości około 4000m nad brzegiem jeziora Titicaca - najwyżej położonego żeglownego jeziora na świecie. Ale po aklimatyzacji w Arequipie nie powinno sprawiać nam to trudności. Nad miastem, na zboczach góry dominuje pomnik Manco Capaca, wodza Inków i założyciela ich państwa, pumy oraz kondora (świętych zwierząt Inków). W oczy rzuca się charakter miasta - większość budynków sprawia wrażenie niedokończonych, z prętami zbrojeniowymi sterczącymi do góry, jakby przygotowanymi do budowy kolejnego piętra. No i oczywiście Peruwiańczycy w tradycyjnych strojach, kobiety w charakterystycznych kolorowych strojach i melonikach na głowie. Wbrew pozorom nie jest to folklor nastawiony na turystów lecz normalny tutejszy sposób ubierania się. W pobliżu Puno możemy zobaczyć ruiny grobowców cywilizacji przed inkaskiej. Jednak prawdziwą atrakcją są pływające wyspy Uros oraz wyspy Amantani i Taquile. Na wycieczkę, tak jak w Arequipie, zapisujemy się w pensjonacie. Następnego dnia przyjeżdża po nas busik i zabiera do portu, skąd stateczkiem płyniemy na pływające wyspy. Są to sztuczne wyspy pośród trzcin zbudowane przez indian Uros. Trzcina jest tutaj podstawowym produktem - służy do budowy szałasów, łódek, jako opał, a nawet jako pożywienie dla zwierząt. Nawet same wyspy zbudowane są w trzciny. Rozwój turystyki spowodował, że zaczęła pojawiać się tu nowoczesna technologia. Panele słoneczne nie są rzadkością. Jednak Uros cały czas mieszkają na swoich wyspach zajmując się głównie rybactwem. Znajduje się tu nawet szkoła i kościół katolicki. Dalej płyniemy na Amantani, gdzie nocujemy u jednej z rodzin. Warunki są spartańskie bez prądu ani bieżącej wody. Przydadzą się ciepłe śpiwory wraz z kocami dostarczanymi przez gospodarzy. Nad wyspą dominują ruiny dwóch inkaskich świątyń ku czci Pachataty (Ojca Ziemii) i Pachamamy (Matki Ziemii). Następnego dnia płyniemy na wyspę Taquile, na której mężczyźni chodzą w charakterystycznych szlafmycach na głowie. Tego samego dnia powrót do Puno. Nazajutrz planujemy dostać się do Cusco. To jest siedmiogodzinna podróż autobusem.
Ostatni punkt wyprawy to położone na wysokości 3300 m Cusco, miasto zdecydowanie najbogatsze i najbardziej turystyczne. Duże wrażenie robi pełna przepychu katedra i liczne klasztory. Cusco to przede wszystkim stolica imperium Inków. Cusco z języku Quechua oznacza pępek świata. Bardzo dużo tu pozostałości po dawnej cywilizacji, od ruin dawnych twierdz przez łaźnie aż po jaskinie, w których dokonywano setki lat temu trepanacji czaszki (pacjenci przeżywali !). Najciekawsze atrakcje jednak znajdują się poza Cusco. Warto wybrać się na jednodniową wycieczkę do doliny Urubamba i odwiedzić znajdujące się tam ruiny osiedli inkaskich oraz targ w Pisac. Co ciekawe, Inkowie nie budowali swoich miast nad rzeką, lecz wysoko w górach i uprawiali kukurydzę na sztucznych tarasach, którymi pokrytych było większość zboczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz